środa, 20 marca 2024

Koleje losu i inne wszechrzeczy po sobie następujące.

...czyli ile cię cenić trzeba ten tylko się dowie kto cię utraci.
Bądź: czart zażartował opresją obdarzając, aby smuciła się dziołcha w bezsilności konając.
Albo: perturbacje losu swego ciężkiego kolejne.

O tym, że mam rozwalone stawy kolanowe pisałam parę lat temu i że od młodości w skutek złej diagnozy, a nie od sportu (jak to uszczypliwi dogryzają), ani też nie zależy to od wieku, bo w młodości bywało zdecydowanie gorzej. Dlatego przypominam:

Podstawówka. Był to czas, że z bólu nogi same składały się pode mną (nie raz wypadłam z tramwaju na ryj). Lekarze mówili, że przejdzie mi z wiekiem, nikt nawet nie pomyślał, by prześwietlić te kolana. Badał mnie prywatnie znamienity ortopeda na tamte czasy, załatwiony po znajomości.
    Dopiero kilka lat temu gdy mieszkałam na emigracji, pewien lekarz w Liechtensteinie od razu skierował mnie na RTG i później podał mi konkretną przyczynę – szybki wzrost w okresie dojrzewania pociągnął za sobą pewne konsekwencje. Zajechane łąkotki i cała tkanka żywa pod rzepką przez WROSTY które można było zoperować WTEDY, ale dziś już na to za późno. Lekarz sam mi odradził. Tzn. można by było, ale po tej operacji musiałabym zrezygnować ze sportu, a także z pracy. Mnie należało operować WTEDY, gdy jeszcze się rozwijałam i dziś nie byłoby żadnego problemu.

Ale dziś nastało inne. Zgodnie z zaleceniami lekarza z Liechtensteinu, radzę sobie mając na uwadze swoje ograniczenia. Po prostu wiem na ile mnie stać, żeby nie przeforsować kolan, żeby nie przyszły bóle (być może porównywalne z reumatycznymi, nie wiem i nie chcę wiedzieć) i by nie zbierała się woda w kolanach.
    Ale co z tego, że wiem, jak nie zawsze mogę.

Ćwiczenia na siłowni, technicznie rzecz biorąc, wpływają korzystnie. Prawidłowo wykonywane, wspomagają funkcjonowanie całego układu skokowego i wzmacniają mięśnie okołokolanowe.
Tak naprawdę moje kolana są bezpieczniejsze na siłowni niż na co dzień w domu czy w pracy.

  •     Ćwiczenia wypychające – TAK /suwnica, rower, wspinaczka górska itp.
  •     Opuszczanie się na kolanie – NIE /schodzenie po schodach, kucanie, schodzenie ze szczytów górskich, długotrwałe stanie, absolutny zakaz chodzenia w szpilkach itp.

Mała dygresja, mogę wejść na każdy szczyt, ale muszę już tam zostać. 🤣🤣🤣


Zakaz skakania, czyli tabaty odpadają, wszelkie ćwiczenia z wyskokami, a nawet jogging. I ja to wiem i zaczęłam się ściślej do tego stosować od mniej więcej roku, bo wciąż np. nie umiałam puścić w zapomnienie porannego joggingu. 
Więcej odpoczywania, nie powinnam spędzać wielu godzin na nogach. 
    A że spędzałam, o czym już doskonale wiecie, no to się popaprało...

Wystarczyły tylko dwa tygodnie ostrego zapieprzu i taki mamy efekt:

Dodatkowo stan zapalny, który najpierw muszę zbić farmakologicznie, zlikwidować obrzęk, a dopiero potem zrobić prześwietlenie. To będzie USG z dokładnymi oględzinami wszystkiego pod rzepką.


Jak to było:

Dzień zaczął się ciekawie, bo już w nocy o północy obudził mnie silny ból w prawym kolanie. Uczciwie powiem, że nie panikowałam, ból kolan nie jest mi obcy, poszłam spać dalej z wyprostowaną nogą leżąc na wznak. Co się przekręciłam, wybudzał mnie ból, ale to taki, że płakać mi się chciało. Rano decyzja → mężu, zawieź mnie na SOR.
    Na miejscu pretensje, że po co w ogóle przyszłam, skoro nie doznałam żadnego urazu, wypadku etc. Z takimi rzeczami idzie się do lekarza pierwszego kontaktu.

Bezmyślne rady można było wsadzić sobie w cztery litery gdyż do lekarza należy się umówić, tj. wcisnąć się na wizytę na cito. Potem dostaje się skierowanie do ortopedy, którego termin wyznaczą nie bliżej jak na za tydzień, a następnie dostajesz skierowanie na RTG, który załatwiasz sobie sam w jakiejś innej placówce. Potem wracasz i znów umawiasz kolejną wizytę na kiedyś tam, a w między czasie oczywiście chodzisz do pracy, bo oficjalnie Twój stan nie zagraża przecież życiu.

Pominęłam ten cały debilizm NFZu i pojechałam do ortopedy prywatnie, gdzie wiem, że prześwietlają na miejscu. Leczyłam się tam kiedy żyłam na emigracji i ceniłam sobie ich uważność i profesjonalizm, oraz to, że dla nich każdy pacjent jest na cito.
    Przyjmuje tam ortopeda sportowy, więc tym bardziej mi pasuje, wie jak człowieka złożyć do kupy, żeby mógł dalej hasać jak kozica.

Sprawił mi tyle bólu przy badaniu, że lepiej nie mówić. Ale musiał sprawdzić...
    I tak oto wylądowałam na L4 do 29 marca... w niedyspozycji i zamknięciu.

W domu zażyłam pierwsze prochy w tym przeciwbólowe i z czasem robiło się jakby lepiej. Potem kolano spuchło mi jak bania, nazbierała się woda. Nie pierwszy raz z resztą w moim życiorysie. Nie był to rozmiar balona godny strzykawy, więc nie panikowałam. Plus był taki, że chrząstki w środku się trochę odseparowały i z wolna przestawało boleć. A może to jednak te prochy...
    Następnego dnia woda już zeszła, kolano wygląda normalnie. I prochy też działają, czuję zamiast bólu tylko lekki dyskomfort w stawie, czyli ma mi się na życie.
    Ale za cholerę nie mogę teraz tej nogi nadmiernie używać. Dużo siedzę i leżę na przemian, nie szaleję na odkurzaczu, nie robię wielkiego sprzątania, bo nie chcę żeby ten zaciesz poprawą stanu zdrowia trwał krótko. Nie wykluczam jednak, że w przyszłym tygodniu nie odpali mi palma i nie zrobię wielkich porządków. I treningu chociaż na same ręce...


Implikacje:

Ustawiona byłam na otwarcie starego rynku po rewitalizacji, niestety przejdzie mi to koło nosa. Jak większość wydarzeń ostatnio. Ledwo mi zaczęła strona turystyczna o moim mieście prosperować, a już widzę, że chyba ją położę... to taka niewykorzystana szansa trochę...

Lecz zdrowie – owszem – najważniejsze.

Ja nie z tych leżących na kanapie, więc możecie się domyślać, że dwa tygodnie na zwolnieniu doprowadzą mnie do czystego szaleństwa... Sama nie wiem co gorsze, o nadmiarze godzin w pracy już też się soczyście się rozpisywałam.
    Plusy są takie, że wreszcie książki doczytam. Mogę też pracować zdalnie, mam na szczęście zapas zdjęć do robienia reklam dla firmy, więc powiedzmy, że na coś się przydam, żeby o mnie nie zapomnieli.

Myślę sobie, że to ma więcej plusów, na razie mam spokojną głowę, aż czas ten na pewno produktywnie wykorzystam.
    Sięgnęłam do książek, które od miesięcy zarastały kurzem. Wzięłam się za naukę historii, to mój mały konik, robię to wyłącznie dla samej siebie.
    Dokończyłam obraz, (już jest wrzucony na stronę), powoli też kończę pisać książkę. Twórca potrzebuje nie tylko mieć czas na wykonywanie, ale też na myślenie o tworzeniu, zajęcie sobie głowy tym tematem w 100%.

W święta mieliśmy wyjechać wreszcie w dzicz, odtajać, nasiąknąć naturą. Nic z tego, z tym kulasem, nawet już całkiem zaleczonym, nie wybieram się w żadne plenery. Wygląda na to, że asekuracyjnie dobrze będzie opuścić miasto dopiero w planowany urlop. Czas pokaże jak sprawa będzie wyglądać, gdy wrócę do pracy.

15 komentarzy:

  1. Współczuję bardzo, gdy uziemia mnie kręgosłup,to tym bardziej natarczywie myślę o spacerach.
    O leczeniu kolan po grupie mój mąż może wiele złego powiedzieć.
    Trzymaj się jakoś, po każdej burzy wychodzi ☀️
    Jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję, że jest coraz lepiej, ale zdaję sobie sprawę z tego, że taka sytuacja może się powtórzyć. To są nieuniknione problemy przy tego typu schorzeniu.

      Usuń
  2. A ja się cieszę - oczywiście nie z Twoich zdrowotnych problemów, ale z tego, że będziesz mieć zasłużony wypoczynek. To niestety gorzka i "upokarniająca" piguła do przełknięcia - pewnych przeszkód po prostu nie przeskoczysz. Musisz niestety myśleć przede wszystkim o sobie, a dopiero później o pracy. Chciałaś zrobić im dobrze, a wyszłaś jak Zabłocki na mydle. Teraz i tak będą zmuszeni poradzić sobie bez Ciebie. Fajnie, że jesteś sumienna i elastyczna, ale Twoje zdrowie jest najważniejsze.

    Tak się zastanawiam, czy ogarnianie marketingowej strony firmy to jeden z Twoich obowiązków, czy robisz to tylko i wyłącznie z pasji, charytatywnie i hobbistycznie? :)

    Jak najszybszego powrotu do formy życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może dałam bodziec do tego, by uzupełnić braki w zespole... A nawet jeśli nie, to niestety i tak będę musiała postawić na swoim i dążyć do tego, na co się umówiłam względem moich godzin pracy. Muszę mieć odpoczynek, bo przy tym schorzeniu takie sytuacje mogą się powtarzać. Niestety nie mogę być ciągle na nogach – chociaż bardzo bym chciała, bo lubię być w ruchu i lubię pracować, ale też potrzebuję innego ruchu i odpocznienia od pracy. Bez tej równowagi biada mi.

      PR to mój odpłatny obowiązek.

      Usuń
  3. Skup się na tych plusach. Wierzę, że wkrótce dojdziesz do siebie. Mam nieodparte wrażenie, że nasze ciało w czasie choroby chce nam przekazać ważną informację. Na przykład, żeby zwolnić i szukać równowagi w tym co robimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat jest schorzenie, które będzie się przypominać i nie mam na to wpływu.

      Usuń
    2. A jak to się leczy? Czy konieczna jest operacja?

      Usuń
    3. Przekopiowuję z tekstu: (...)które można było zoperować WTEDY, ale dziś już na to za późno. Lekarz sam mi odradził. Tzn. można by było, ale po tej operacji musiałabym zrezygnować ze sportu, a także z pracy. Mnie należało operować WTEDY, gdy jeszcze się rozwijałam i dziś nie byłoby żadnego problemu.(...)
      Mam nadzieję, że po USG lekarz nie będzie mnie cisnął. Bo tak naprawdę nie miał pełnego spektrum mojego przypadku, kiedy mnie badał przed prześwietleniem. Ostatnie badanie w środę.

      Usuń
    4. Trzymam kciuki. Oszczędzaj się i zdrowiej.

      Usuń
  4. Co się martwisz, po śmierci już nic nie będzie bolało :-))

    OdpowiedzUsuń
  5. No to teraz wiem, z czym się zmagałaś od lat. Współczuję tak po ludzku, chociaż nie jesteś raczej typem, któremu zależy na współczuciu.
    W takich momentach, kiedy myślę o tym, co można było zrobić w określonym wieku, a ktoś to zaniedbał, zawsze mi się otwiera scyzoryk w kieszeni i mam ochotę komuś przyłożyć.
    Ale tak na koniec myślę sobie, że jak na to wszystko świetnie nauczyłaś się żyć z twoimi ograniczeniami, do tego uprawiasz sporty i żyjesz o wiele bardziej aktywnie, niż 90% społeczeństwa. Czapki z głów, naprawdę!
    Trzymaj się, widzę, że się nie nudzisz, więc tylko cię ściskam i życzę, żeby ból szybko minął.
    Uściski!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dzień dzisiejszy melduję znaczącą poprawę stanu zdrowia, ale nadmieniam, że stale jestem i będę na procach jeszcze parę tygodni w razie czego profilaktycznie. No i na razie sobie nie pofikam na siłce, więc rekonwalescencja pełną gębą.

      Usuń
  6. Ech! Jak ja Cię rozumiem. Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja przez trzy lata walczyłam o siebie. Przewiało mnie na poddaszu w pracy, raz i drugi i bam...zapalenie stawów na całym ciele. Uczyłam się poprawnie chodzić, trzymać talerz, podnosić rzeczy, bo to był dla mnie istny koszmar. Wtedy dużo łaziłam po górach, jeździłam na rowerze, ale musiałam przestać. Każdego dnia...no nie każdego, ale ile mogłam, tak starłam się uczyć ruchu. Chodziłam wsparta o bliskich, każdy krok był dla mnie męką, płakałam, wołając o leki. Dzięki Bogu trafiłam do dobrej reumatolog, miliony badań, 7 leków dziennie, sterydy i takie małe gówno, co wymiotować sie chciało, ale podziałało. Jadłam skorupki od jajek odpowiednio przygotowane, dużo awokado, buraków i takie tam...No naprawdę rozumiem. Jestem ogromnie z Ciebie dumna, bo nie żalisz się pod niebiosa, a mimo wszystko idziesz nadal do przodu. Znam ludzi, co przejdą operacje, żyją, dostali kolejną szansę  i tylko narzekają, jak im to źle... Ty Aniu jesteś mega silna, zawsze powodowałaś, że sama czułam się silniejsza. Reportaż, malowanie, książka...kto wie, co Ty tam jeszcze stworzysz, a ja we wszystkim Ci kibicuję! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie jest zbyt krótkie na to, żeby się załamywać i narzekać, ale następne życie będzie bajeczne i nieskończone, więc z taką perspektywą trudno zły nastrój. ;)

      Usuń