Przenoszę swoją codzienność w inne miejsce i chcę Was zabrać ze sobą. Postanowiłam chronić swoją intymność i nigdzie o niej nie pisać za wyjątkiem prywatnych korespondencji, a niestety pchana siłą moich emocji, siadałam do komputera powodowana potrzebą wylania z siebie czegoś w rodzaju Hadesu.
Takie postępowanie okazało się błędem. Nie mogę wiecznie brać odpowiedzialności za coś, co ktoś zrozumiał, ale mogę brać ją za to, co sama powiem i zrobię.
Niniejszy blog w zakładce "codzienność" zrobił się takim trochę narzekadłem, a ja ani nie mam depresji, ani innych problemów klasy medycznej. Po prostu w życiu nie wszystko się udało, ale za to walczę.
I właśnie to miało wypłynąć na powierzchnię: chciałam się dzielić procesem swojej walki, ale wydźwięk był zgoła inny. Źle się z tym czuję, ale mam inny cel przed oczami i tym się pocieszę.
Działam we wszystkim z rozmysłem. Nasyca mnie pozytywnie fakt, że nie jestem z tym sama. Smutki powinnam wylewać przyjaciołom na spotkaniach, bo nie od tego jest internetowy blog.
Pragnę dzielić się z Wami tym, co mam najlepsze. Ale nie oznacza to przywdziewania maski, wręcz przeciwnie. Miast skupiać się na tym, co uziemia, chcę wpatrywać się w to, co uskrzydla, a potem opowiadać jak odbiłam się od dna, by wzlecieć. Bo nieprawdą by było, gdybym powiedziała, że stoję na wiecznej trampolinie i uczę się machać skrzydłami. Bo nie jest tak.
Nie mam ulgi na życie.
Zapraszam Was w miejsce, które chcę tworzyć razem z Wami. Konsekwentnie i w miarę regularnie. I ta świeżość nowego adresu, działa na mnie dość entuzjastycznie, więc powinno się udać. ;)
Zerknęłam wczoraj pobieżnie, bo mam remont, poczytam później.
OdpowiedzUsuńCzy to będzie równoległy blog, czy ten zastopujesz?
OdpowiedzUsuńRaczej zastopuję. Ale nie skasuję, bo mi się przydaje. Mam tu sporo zdjęć, nawet wczoraj bardzo mi się przydało, że mam je wpuszczone w Internet, bo przecież nie trzymam wszystkiego w telefonie.
Usuń