wtorek, 28 marca 2023

Zimowa nostalgia – nie zabierajcie mi gwiazd spadających z nieba wodnymi kryształami... ❄️

Tego miesiąca delektuję się zmiennością przyrody. Aura jest tak zaskakująca, że gdyby nie aplikacja z prognozą, mogłabym któregoś dnia wylądować w śniegu w klapkach. Jednego dnia fotografuję kwiaty w słońcu, a drugiego dzięcioła na ośnieżonym drzewie. I to jest intrygujące, ładne w każdym calu i naprawdę lubię podziwiać tę płynność przemian, jej fluktuacje.
    Podoba mi się to wszystko i cieszę się tym jak dziecko. Aktualnie sypnął piękny gęsty śnieg. Już mnie ciągnie na spacer, jest niesamowicie! Być może to ostatnie gwiazdy w tym sezonie. Jakoś mi się nostalgicznie z tą myślą zrobiło... Jak zawsze przetrwam lato ze wszystkimi jego ustrojstwami w pakiecie.

Gdybym wziął skrzydła zorzy porannej, aby zamieszkać na krańcu morza;
I tam twoja ręka prowadziłaby mnie i twoja prawica by mnie podtrzymała.
Jeśli powiem: Na pewno zakryją mnie ciemności, to i noc będzie dokoła mnie światłem.
Nawet ciemność nic przed tobą nie skryje, dla ciebie noc świeci jak dzień, ciemność jest jak światłość.

– Ps 139: 9-12

Okazuje się, że istnieje na tym świecie jedna jedyna biżuteria, którą nie dość, że jeszcze nikomu nie wydałam, to nawet noszę. Wybrali ją dla mnie ludzie, którzy znali mnie ledwo co, a już się poznali.
    Róża wiatrów to nie tylko taki niepisany symbol wędrowców, ale i ma on swoje konkretniejsze znaczenie. Wskazuje cztery kierunki – obszary: intelektualny, społeczny, duchowy i emocjonalny + fizyczny. Sama róża przypomina, że rozwój w każdym obszarze powinien być zrównoważony. Pamiętacie? Pisałam o tym, nazwałam to wtedy ⏩ "składką emerytalną" i opisałam każde z tych kierunków.
    Na dwóch elementach jest wygrawerowane słowo "Wolność".


Żyjąc w mieście, czasami po próżniaczemu chce się wrzucić na siebie trochę zbędnego balastu, który bardziej przeszkadza, a w ogóle do niczego praktycznie jest niepotrzebny. Tym jest dla mnie biżuteria. W gruncie rzeczy poza tym, że ta mi odpowiada i pasuje do mnie, tak przecież do lasu czy na jogging nie zakładam. I tyle w temacie praktyczności i powodów noszenia ozdóbek – gdyby jeszcze ktoś pytał dlaczego obrączki nie noszę.

Ostatnio przeniosłam swoje kawiarniane względy na inny lokal. Dotychczas – dlatego że miałam mnóstwo okazji ku temu – kawę popijałam za wysoką witryną jednej z dwóch świetnych lokali w samym centrum Łodzi, z widokiem na serce zgiełku. Wówczas siadam przy wielkim oknie i zatapiam myśli w ruchu na zewnątrz.

A ten lokal o dziwo nie stoi przy żadnym ruchliwym miejscu, za to mają tam wszystko smaczne i niedrogie jak na dzisiejsze warunki gastronomiczne. To lokal, do którego nie chodzę sama. To jest lokal, do którego chodzę pogadać.

The Linguist across The seas and the oceans A permanent Itinerant Is what I`ve chosen I find myself in Big City prison Arisen from the vision Of mankind Designed to keep me discretly Neatly in the corner You'll find me with The flora and the fauna And the hardship Back a yard is where my heart Is still I find it hard to depart this Big City Life.

⏩ klip wraz z tłumaczeniem

Znajdziesz mnie z florą, fauną i nędzą. Tą zwykłą ludzką wielkomiejską nędzą, w której się odnajduję wiecznie wędrowna z wyboru.
    Mogę okazać się trochę dzika, lepiej rozumiejąca emocje zwierzęcia niż człowieka, ale generalnie nic co ludzkie nie jest mi obce, dlatego nie siedzę na drzewie, choć czasem lubię.


Cukiernicę zrobiłam. Tzn. słoika nie wykonałam, ja go tylko okleiłam swoją kolorowanką. Żeby nie było...


Rower wykąpałam, prawdziwe SPA otrzymał wraz z olejowaniem. Po zimie trzeba było wreszcie ogarnąć, skoro jeździło się po śniegu.
    Myślałam, by do pracy jeździć jednośladem, ale jest na tej trasie zbyt niebezpieczny odcinek do jazdy ulicą, a chodnikiem niestety nie wolno, co grozi mandatem. Infrastruktura tutaj się nie zmieni jeszcze długo.
    Ale projekt wywiezienia się gdzieś wraz z rowerem np. pociągiem, zakwitł jak te cebulice w parku im. Klepacza. Dość spektakularnie.

Tak, sama go tu wstawiłam. Wyznaję zasadę, że jeśli nie umiesz wnieść własnego roweru na kilka pięter po schodach, to powinieneś kupić sobie hulajnogę.

Powędrowałam trochę po krzakach, piękną śnieżną porą.




Mała rzeczka.


Zimowa poezja w widziadłach.


Jak co roku na wiosnę odwiedziłam park im. Klepacza, z czego relacja jest już gotowa do obejrzenia na drugim blogu. ⏩ Na modrym dywanie Dąb Fabrykant stoi.
    Jest taka anegdotka, że jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz Mu o swoich planach. Oznacza to oczywiście, że będzie Ci przy tym towarzyszył, a wyglądało to tak:

Dzień zapowiadał się deszczowy i wietrzny, a mój plan pójścia do parku z aparatem, zdał się przy tym nonsensem. Jednakże ustaliłam, że zdjęcia zrobię i spadam. Tak więc dojechaliśmy do parku i tam chmury się rozstąpiły, wyszło jasne słońce, zrobiło się przyjemnie, wiatr ustał.
    Gdy zrobiłam ostatnie zdjęcie i poczułam się usatysfakcjonowana tą pracą, oznajmiłam to wszem i wobec, po czym w kilka sekund chmury się zamknęły, zrobiło się ciemno i rozpadał się deszcz.
    Nauka dnia – zawsze włączaj Boga do swoich planów.


Zgadnij co to:


Odpowiedź w filmiku.



Pikpok wyprowadziła się do nowoczesnego apartamentu. Kokosowy parkiet zabrała ze sobą, ale brzozowy stół i wykładaną boazerią bieżnię oraz bunkier na wzór warmińsko-mazurskich, leśnych bunkrów w Mamerkach (z miejscem na karabin), otrzymała zupełnie nowe. Karabin też, ale nie daję go jej codziennie...
    Pikpok Kowalski sprawdziła się też jako łowca, upolowała żywą larwę mącznika, a nawet skocznego świerszcza, za którym musiała trochę pobiegać aż w końcu go dorwała. Instynkty syberyjskiego łowcy są u niej na wysokim poziomie.




Dziś jest tym jutrem, o którym myślałam wczoraj. CEL ŻYCIA.
    Wysłuchałam pewnego kazania, które naprostowało mi zwoje mózgowe. Cel ogólnie mam jeden, taki... powiedzmy... "wyższy". A cel tego życia tu na ziemi?
    Prywatnie znalazłabym ich kilka. To nie jest tak, że jak już wiem, że do piekła nie trafię, to hulaj dusza i hedonizm. Celów w zasadzie można mieć kilka i ćwiczyć na nich (na dążeniu do nich) odpowiedzialność oraz konsekwencję, bowiem "Kto jest wierny w najmniejszym, i w wielkim jest wierny" [Łk 16:10]
    Najgorzej kiedy ktoś ci mówi co ma być twoim celem i wmawia ci, że jeśli tego nie spełnisz, rozczarujesz kogoś najważniejszego w twoim życiu...

To bolało... długo...

A potem ten ów najważniejszy mówi ci, że przecież nie stawia żadnych warunków, jesteś darmo w jego sercu.
    A potem ktoś ci znowu ryczy do ucha, że ten konkretny cel jest wolą tej ukochanej osoby, o której [tej konkretnej rzeczy/woli] przecież nie musi mi wcale mówić wprost łopatologicznie, a ponieważ mnie kocha, to rąk mi nie wyłamie i dlatego powinnam się zastanowić.

Ludzie mówią różnymi językami, mają różne zajęcia, inne zupełnie talenty i inne pragnienia, pasje i wizje. Czy nie spełniam oczekiwań tej najważniejszej osoby? Przecież taką mnie ulepił z wszystkich naszych rozmów z ciszy nocy, z łez, z hałasu dni, z moich wszystkich obaw, słabszych chwil i wypitych kaw i nie raz do kupy pozbierał. Jestem wdzięczna memu Przyjacielowi.

Wiecie... przez takie nacieranie, osoby trzecie wpędziły mnie w stan samokrytyki i głębokiego poczucia winy...


Mam inne życie, widzę to odkąd pamiętam i od samego początku każdy pragnie wsadzić mnie w jednakowe ramy co wszystkich.
    Od maleńkości mówiłam, że nie jestem stąd, że tu nie pasuję. I to prawda, to nie była dziecięca wizja, ktoś starszy mi to kiedyś wytłumaczył.
    Taką mnie poukładano z miliona kawałeczków, z których jeszcze trzeba było powybierać te zniszczone i nieładne, które nie pasowały do całości – do takiego idealnego obrazka jakim jestem w oczach Przyjaciela. I On przebiera te kawałeczki codziennie!
    Jestem pod opieką mojego Przyjaciela. To jest coś co można poczuć. Niestety presję otoczenia też się odczuwa. I jak zawsze przetrwam to ze wszystkimi ustrojstwami w pakiecie jakie się jeszcze pewnie pojawią. I tam twoja ręka prowadziłaby mnie i twoja prawica by mnie podtrzymała...

Jeżeli te słowa coś Ci mówią, jeśli poznajesz w nich tę osobę, to znaczy, że pewnie mamy tego samego Przyjaciela, który kocha bezwarunkowo i Ciebie i mnie.

Zamknięto zajęcia kizomby i semby. Szukaliśmy jeszcze w innych szkołach, ale nigdzie nie prowadzą zajęć w niedzielę. O dziwo wcale nie jest mi przykro.
    Nadchodzące wesela tradycyjnie przesiedzę, więc nic nowego. Rozważam tylko czy mam być trzeźwa czy pijana. Próbowałam i tego i tego i ani tak ani siak nie było lepiej. Tylko inaczej, ale nic łatwiej. A może zrobić coś absolutnie nowego czego jeszcze nigdy nie robiłam? Np... wziąć książkę?


Ale bym rabanu narobiła... Ale by gadali.

A meritum mojego nastawienia opisałam tu ⏩ podtytuł "Nie lubię wesel." Ponieważ – w odpowiedzi do tamtego akapitu – z racji tego, że do lipca temat tańca nie będzie ogarnięty, oraz że po prostu nie czuję bluesa, myślę mniej optymistycznie, ale za to bardziej humorystycznie, a że mój humor bywa czarny, nie biorę odpowiedzialności za tytuł książki...

34 komentarze:

  1. Na temat Przyjaciela nie wypowiem się, bo tego nie czuję, ale domyślam się, o czym mówisz.
    Kiedyś znajoma powiedziała mi, że ona jest spokojna, bo wszystkim w życiu rządzi Bóg, ciekawe czy byłaby spokojna gdyby znalazła się innej, dużo gorszej sytuacji?
    Czy twój Przyjaciel naprawdę niczego od Ciebie nie wymaga?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim, by odpowiedzieć na Twoje pytanie, trzeba sobie uświadomić, że mowa jest o osobie, która jest, i która działa.
      W moim życiu obecny jest w działaniu, przez które widzę, że się o mnie troszczy.

      Druga ważna rzecz, to że chrześcijanie nie są zwolnieni z nieszczęść. Żyjemy normalnie na tym świecie i zdarzają się nam normalne rzeczy jak wypadki, kłopoty rodzinne, choroby, etc. Bo taki jest ten świat. I tu bym Cię okłamała gdybym powiedziała, że jestem z Bogiem i żadne problemy mnie nie dotyczą. Musiałabym zamieszkać na pustyni żeby tak było.
      Jednak skuszę się na stwierdzenie, że powodzi mi się i nie mam zmartwień. Może patrząc na Twoją koleżankę, należałoby przyjąć, że faktycznie Bóg jej sprzyja i ma jej sprawy w swoich rękach, skoro u niej też się powodzi i jest ogólnie zadowolona z życia. Można po prostu dopuścić myśl, że to co ona Ci mówi, to prawda i faktycznie dzięki Niemu nie znajduje się w gorszej sytuacji.

      Teoretycznie więc, niczym się nie różnimy (chrześcijanie vs niechrześcijanie); różnice zaczynają się w skutkach tej relacji z Bogiem. Na zasadzie "kto przy kim przystaje...", zmienia się myślenie i sposób reagowania na sytuacje, także te złe. Dlatego można powiedzieć, że jesteśmy dość wytrwali na pierwszy rzut oka, optymistycznie nastawieni, może nawet trochę oderwani od rzeczywistości.
      Nie opuszcza nas poczucie, że nigdy nie jesteśmy sami, mamy świadomość, że na tym życiu życie się nie kończy i to daje zupełnie inną perspektywę radzenia sobie z trudnościami. To co było problemem w moim życiu i nie radziłam sobie z tym, oddałam Bogu i rzeczywiście sytuacja się naprostowała. Wiele spadło z moich barków.

      I teraz zasadnicza odpowiedź, czy Bóg wymaga coś ode mnie? I tak i nie.
      Zbawienie mamy z łaski przez wiarę, więc nie, ale droga z Bogiem nie jest bierna. W Biblii czytamy "...i czyńcie ich uczniami...", czyli naszym zadaniem z polecenia Jezusa jest kontynuować dzieje apostolskie (tak w wielkim skrócie), głosić ewangelię o Królestwie Bożym.

      Druga kwestia to te rzeczy, które Bóg włożył w serce człowieka. Jego pasje, umiejętności, talenty, które mamy nie od czapy. Mamy się rozwijać w tym i być twórczy. Jedno z drugim mocno koloruje (talenty i głoszenie), np. ja mogę pisać o Bogu, albo malować obrazy Jego dzieł. Jako artystka, widzę w tym potencja. Dla mnie to frajda.

      – Są to podstawy słuchania Bożej woli. Są też osobne powołania i dary. Ktoś np. może być nauczycielem słowa, ktoś inny ewangelistą, ktoś jeszcze może mieć dar prowadzenia ludzi (pasterz, inaczej pastor) i to nie są rzeczy, które Bóg każe i masz to robić. To są rzeczy, które czujemy i chcemy robić, bo to lubimy, ale zawsze mamy wybór i zawsze możemy zrezygnować i prząść zwykłe życie człowieka pracującego na chleb, jak każdy. Przyznam szczerze, że jednak z Bogiem jest mi w życiu dużo ciekawiej.

      Usuń
    2. Znajoma zaklina rzeczywistość raczej, a zdając się jedynie na Boga, zaniedbała wiele spraw, tak uważam.
      Staram się zrozumieć twój tok rozumowania czy wiarę, ale zawsze mnie ciekawiło, skąd taka wiedza i taka pewność co do interwencji boskiej. Nie wszyscy takie znaki dostają w takim razie, ale widocznie tak ma być, nic na siłę.

      Usuń
    3. Napisałam odpowiedź, ale pewnie jest w spamie
      jotka

      Usuń
    4. Znalazłam.

      Znam tylko Twoją wersję, na pierwszy rzut oka wyglądało to dobrze. Wiesz, z chrześcijanami jest tak, że pośród zboża i kąkol się znajdzie.

      Z początku w moim życiu byłam zamknięta na takie sprawy na tyle, by (choć byłam wierząca), nie zauważać działania Boga w moim życiu. Nauczona, że On nie działa i nie ma już cudów (chyba że w Kościele i w obecności księdza), nie spodziewałam się niczego takiego. Wszystko co mi się dobrego przytrafiało, a było dość ~ powiedzmy ~ dziwne i niespodziewane, zwalałam na szczęśliwy przypadek.
      Potem kiedy moja wiara nabrała szerszego kontekstu biblijnego i zaczęłam poznawać Boga, który okazał się zupełnie inny niż go świat przedstawia, uświadomiłam sobie gdzie i kiedy działał i co to faktycznie zrobiło, jak mi pomagało i torowało drogę. Trudno mówić o przykładach, bo czasami nim zauważyłam konsekwencje, musiały minąć lata takich wydarzeń oraz jednocześnie powielania przeze mnie tych samych błędów, bym wreszcie powiedziała STOP i przestała uciekać przed tym.
      Jestem zdania, że Bóg w życiu każdego działa, ale nie każdy to zauważa i przyjmuje, tak jak ja kiedyś. Przecież na siłę niczego nie zmieni, może tylko zaproponować inną opcję.

      Usuń
    5. Zgoda, ale czy z równym spokojem i ufnością przyjmujesz gorsze momenty, które na Ciebie zsyła?
      Poza tym , jesteś osobą energiczną i samodzielną, więc chyba nie czekasz na Jego działanie bezczynnie...
      jotka

      Usuń
    6. Ale Bóg na mnie nie zsyła złych momentów, to pomówienia księży z ambon typu "Bóg tak chciał". Złe momenty za każdym razem pomaga mi przetrwać i wykaraskać się z syfu. Po co miałby przeczyć sam sobie i wrzucać człowieka w błoto i zaraz udawać, że "co złego to nie On" ale jest jedyną deską ratunku w tej sytuacji? To bez sensu, ale mam wrażenie, że wielu wierzy, że tak właśnie jest – Że Bóg zsyła np. choroby czy inne cholerstwo jako tzw. próbę. Nie, nie robi tego. Jest dobro i zło i złe zajmuje się kto inny.
      W wierze nie chodzi o bezczynność, bynajmniej. Jak napisałam wcześniej, robi się bardzo wiele rzeczy. W tym kontekście także, choć czasami dzieje się coś "samo" (niby). I tak się zdarza. Często drogą ewakuacyjną z kłopotów jest wskazówka od Boga, co mam zrobić, żeby wyjść z błota. Bóg zdecydowanie nie uczy bierności, sam bywa motorem do działania – wówczas zaufanie może polegać na tym, że wierzymy, że wie co mamy dalej robić – tak jak dziecko słucha rodzica, który radzi mu co należy teraz zrobić, żeby było lepiej.

      Usuń
  2. przede wszystkim gratuluję dzięcioła, znaczy fotek i to jest główny przekaz Twojego posta, do tego niewerbalny, który w pierwszej kolejności do mnie dotarł...
    wzmianka o róży wiatrów zaiste ciekawa, zawsze dotąd pochodziłem doń albo pragmatycznie, albo artystycznie /widywałem zaiste cudeńka malarskie i tatuatorskie z tym motywem/, a teraz doszedł aspekt symboliczny... okay, zawsze coś nowego, dziękować :)
    no tak, przegląd roweru czas zrobić, to się nazywa "przedsezonowy", ale że u mnie sezon trwa cały zapętlony rok, więc ja tak nie nazywam... tak swoją drogą to podziwiam grata, bo to jest rower miejski, a ja go przywiozłem na nowe, górzyste tereny i jeszcze dycha...
    mnie ten sprzęt skojarzył się z wodowskazem, licznikiem zużytej wody, jako jego istotny element, a po obejrzeniu filmiku to ja nie wiem...
    i to tyle na tyle wybranych, wartych upublicznienia fragmentów całego komentarza, który przewinął mi się przez głowę...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięcioł w pień ciął.

      A to taka ciekawostka tylko. Symbolika nie jest tak ważna, po prostu dostałam to od znajomych z poprzedniej pracy, podoba mi się, ma to jakieś tam znaczenie, które wygrzebałam z przepastnego Internetu.

      U mnie rower też całoroczny. Kiedyś więcej mi towarzyszył, bo całe życie do wszystkich prac na rowerze jeździłam, a teraz wyjątkowo nie mogę i tak stoi bida i się kurzy. Od czasu do czasu tylko jeżdżę, rekreacyjnie.

      Usuń
    2. tak tytułem uzupełnienia to zaciekawiła mnie kwestia tych wesel... tak na moją "normalność" wesele to takie after party po rytualnym, formalnym, publicznym (nieraz religijnym) akcie deklaracji wzajemnej nieufności między dwoma osobami... stereotypowe wesele kojarzy się z jakąś mainstreamową muzą /pop lub dyskopolo/, rzeką najpopularniejszego narkotyku i pląsami freestyle...
      kiedyś byłem na takim evencie, było nawet fajnie :)
      moje wesele, bo jeden formalny, urzędowy ślub też kiedyś zaliczyłem, było akurat inne, niestereotypowe, ale tys było piknie, detale już sobie darujmy...
      ale zostawmy to, bo koniecznie powinnaś wiedzieć, że ja Cię całkowicie rozumiem, bo mnie pewne zbiorowe imprezy od dawna już nudzą i męczą, więc po prostu odmawiam w nich udziału...
      rozumiem też, że nie zawsze można się od takiej afery wykręcić...
      ale nie rozumiem, dlaczego masz tą sytuację przesiedzieć?...
      chyba że lubisz siedzieć, to ja cofam ten sęk...
      taktownie pominę kwestię Twojego Przyjaciela, czy może Ci pomóc w takiej sytuacji, bo Wasze wzajemnie relacje to kompletnie nie moja brocha...

      Usuń
    3. Siedzieć jak siedzieć, ale nie lubię się nudzić. A mnie wesela nudzą. Nie śmieszą bynajmniej wybryki pijanych ludzi, żenujące są erotyczne gry i przyśpiewki. Lubię imprezy, tak ogólnie to bywam na różnych, lubię np. szaleć na koncertach pod sceną, wiele w tym energii, ale w rytmach disco i biesiady nie czuję się dobrze. I na weselach nigdy nie tańczę, bo nie lubię przytulających się, dyszących wódką panów.

      Mam pewien pomysł. Przyjaciel zawsze może przyspieszyć koniec świata.

      Usuń
    4. na tym moim weselu kiedyś tam, które wspominałem mogłabyś się nie nudzić, jest na to szansa, bo nie było stereotypowe i naprawdę dalekie od popularnych standardów...
      okay, ale tu się nagle pojawia pytanie, o jakich imprezach jest mowa, gdzie wesela są tylko pewnym rodzajem imprez... bo ja nieraz na przykład mawiam, że mnie imprezy nudzą, nużą, a nawet męczą... tylko wtedy zwykle takiej rozmowie towarzyszy ukryte założenie jakiejś standardowej imprezy, która podlega jakiemuś tam schematowi... a tymczasem może być tak, że mówiąc to plotę bzdury, a przynajmniej wyrażam się bardzo nieprecyzyjnie, bo z góry zakładam ten schemat... bo może powinienem stwierdzić, że tak naprawdę, to ja lubię imprezy, po czym listuję warunki, abym na takiej imprezie dobrze się bawił?...
      i tak krok po kroczku dochodzimy do uściślenia, jakich imprez (już) nie lubimy?... ja na przykład na pewno od dawna nie lubię imprez, na których najpopularniejszy narkotyk, czyli alkohol odgrywa główną, dominującą rolę, aczkolwiek wcale nie jestem abstynentem zafiksowanym na idei, że ten narkotyk to jakieś (bezwarunkowe) "zułooo", nie jestem też obłudnikiem twierdzącym, że alkohol tak, ale "tylko" dla smaku :)
      temat jest rozwojowy dyskusyjnie, ale wygląda na to, że mamy consensus, iż pewnego typu wesel /czy w ogóle innych imprez/ oboje nie lubimy i intuicyjnie czujemy, o co nam chodzi, jaki to jest typ wesel...

      Usuń
    5. Mówiąc "impreza", mam na myśli coś większego, nie jakaś domowa "impreza" przy stole, za tymi nie przepadam, więc rozumiem o czym mówisz. :)

      Lubię koncerty, imprezy taneczne z konkretnym rodzajem muzyki. Jeśli chodzi o taniec, kręci mnie latino, a jeśli chodzi o koncerty, to polski gotyk i reggae.
      Pracowałam z kapelami folk-rockowymi (jako fotograf), też się przy okazji dobrze bawiłam.
      Każdy ma swoje ulubione rodzaje imprez, wykrojone na swoją miarę, to normalne. :)

      Lubię alkohol, ale nie do oporu. Na koncertach nie pije, żeby nie wychodzić co chwila. ;D

      Usuń
    6. z koncertami mam podobnie, z tą różnicą, że mogę się napić porządnego shota między jednym supportem i drugim, za to piwa zdecydowanie wtedy odmawiam z identycznych powodów, co u Ciebie...
      ...
      z imprezami typu większe spotkanie domowe lub klubowe sprawa jest dość prosta: jeśli jest obecne Zioło, to można liczyć na wyższy poziom, bo wtedy ludzie po prostu mniej piją, a jeśli mniej piją, to mniej są skłonni do robienia bydła...
      ...
      za to taniec u mnie wygląda marnie, mimo że słyszałem opinie, że "dobrze czuję ciało", niemniej jednak metalowy mosh, czy pogo to jest szczyt moich ambicji... do tego jeszcze łapię się na tym, że gdy się wyskaczę podczas supportów, to na główny ewent potrafię się schować i po prostu sobie tylko posłuchać... inna sprawa, że czasem nie da się "tylko" słuchać, bo ciało wymyka się spod kontroli, ale to już wszystko zależy od zapasu energii z jaką się przyjdzie na koncert..

      Usuń
    7. Shot to faktycznie najlepszy pomysł.

      Bywałam też na bezalkoholowych imprezach, domowych i większych. Za każdym razem było świetnie, choć powszechnie wydawałoby się, że nie ma zabawy w takich warunkach.

      Bo różnie przeżywa się różne utwory.

      Usuń
    8. no pewnie, że do dobrej zabawy wcale nie trzeba się niczym truć(?), bo to nie drag tworzy dobrą zabawę z niczego, ale strasznie upierdliwi bywają ludzie, którzy w tonie wyższości puszczają nawiedzone teksty w stylu "ja nie muuuszę nic pić (wciągać etc), żeby się dobrze bawić", gdy coś takiego słyszę, to mam wątpliwości,czy takie ptysie w ogóle potrafią się dobrze bawić, LOL...

      Usuń
    9. Ja z kolei mam wrażenie, że trochę za dużo robi się szumu wokół tych "trutek". Wolna wola, czy korzystasz czy nie.
      Nie, ja nie rzucam nawiedzonych tekstów. 🤣 Żeby nie było.

      Usuń
  3. Boska jest ta Róża Wiatrów i jak to brzmi. Wspaniałe to jest i zdecydowanie do Ciebie pasuje. :)
    Fajnie okleiłaś słoik i rozbawił mnie ten fragment ze słoikiem. :D
    AAA cudowna opowieść z Bogiem, dla Ciebie rozstąpił te chmury, bo popatrz, jakież Ty wspaniałe zdjęcie zrobiła, mega piękne i klimatyczne!!!! Musiałam szybciej przeskoczyć zdjęcie z larwą, bo już słabnę...fobia od dziecka. Za zdjęcia dzięcioła biję też brawo na stojąco.

    Presje się czuje...znam to. Na serio, stawiam na siebie, jak będę żyła, by kogoś zadowolić, by żyć, jak większość akceptuje, to się kuźwa uduszę. Przyjaciel kocha mnie taką, jaka jestem, pomaga mi wzrastać po swojemu i wierzę, że jest ze mnie dumny, jest z nas dumny. Piękny post Aniu. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilę musiałam się zastanowić o jaką larwę chodzi... Akurat to na zdjęciu to suszony chips. Nie nagrywałam żywej karmówki. Jeszcze. :P
      Soon...

      Dziękuję.

      Usuń
  4. Patrzę z zachwytem na ten modry dywan. Zajrzałam też na drugiego bloga, gdzie jest więcej jego zdjęć. I nigdzie nie dostrzegłam informacji jakie to kwiatki? Może nie zauważyłam...Tak czy siak jestem nimi zachwycona. Czyżby to fiołki?
    I słoik przemieniony w kolorową cukiernicę ujął mnie swoją uroda. Chyba po zimie łaknę wyrazistych kolorów - stąd to wypatrywanie ich wszędzie. A tymczasem zima nie odpuszcza...Tak, jest piekna, ale we mnie w środku jest już oczekiwanie na odmianę, jest potrzeba tej odmiany. I choć zimowe poranki nadal kuszą urodą, to nie chce mi sie już wyciągać aparatu i wychodzic pośród te białe pejzaże. Tylko patrzę i czekam aż świat ubierze sie w nowe sukienki, aż dusza nabierze nowej energii i pozwoli odżyć ciału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszym zdaniu napisałam, że to są cebulice. ;)
      Cieszę się z zimy, bo dobrze wpływa na moje samopoczucie. :) Jest super, co prawda już po śniegu, ale i tak świetnie się czuję i słońce takie przyjemnie łagodne jest jeszcze. :)
      Latem mogłabym zapaść w sen letni. Światło piecze, osy gryzą, za gorąco na wędrowanie czy sporty na świeżym powietrzu, nie chce się z domu wychodzić. No tak już mam. ;)

      Usuń
  5. Co to za ogromny robal?! Dajesz go chomikowi?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (...)żywą larwę mącznika, a nawet skocznego świerszcza(...) mu daję. Ale nie są wielkie, kiedyś cyknę zdjęcie jednego i drugiego.

      Usuń
    2. chomik to nie krowa, wcale nie jest wege, bywają nawet gryzonie drapieżne, na przykład mysza Onychomys torridus, która poluje na dość specyficzną zwierzynę...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. Ależ to jest zbrodnia na larwie, a więc życiu poczętym!

      Usuń
    4. Taka jest natura, nic na to nie poradzisz. Tak jak tygrysy polują na mniejsze zwierzęta, tak niektóre gryzonie polują na owady czy ich larwy. Nie lubisz kotów? Domowe zżerają gryzonie i młode ptactwo. Jaszczurki też jedzą owady, choć takie kolorowe, niepozorne, ale jednak to drapieżniki. Ryby są również mięsożerne. Np. szprotki żywią się skorupiakami.

      Usuń
    5. żeby żyć trzeba zabijać inne życie /zwierza, grzyba, roślinę/ i nie bójmy się słowa "zabijanie", to tylko ludzie tworzą granice między "dobrym" i "złym" zabijaniem... co prawda ktoś może się powoływać na przykład frutarian, czy ortodoksyjnych dżinaistów, ale oni też żyją dzięki skutkom innego zabijania...
      ale tak na poważnie, to znając Franu po prostu żartowała :)

      Usuń
    6. Nigdy nie wiadomo. 😶
      Nie chcę być skarżona za ugotowanie ryżu żywcem, więc wolę się od razu wytłumaczyć.

      Usuń
  6. Ale apartament cudny dla chomiczka! I fotki plenerowe cudne...
    A co do dylematów, znów powróciły...
    Niech wszystko stanie się z Twoją wolą przede wszystkim, ale nie broń się przed niczym dobrym...
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie dylematy?
      Nie, moja wola nie zawsze jest mądra, bo nie zna swoich konsekwencji. Wolę wolę tego, co je zna. :D

      Usuń
    2. Być może niewłaściwie odczytałam/pomyślałam... Tak się zdarzyć może, gdy piszemy enigmatycznie... Sama wiesz najlepiej... a ja każdemu życzę samego dobrego :) Niech świat radością emanuje... [utopia?]

      Usuń
    3. Utopia to niemożliwe. A czy szczęście jest niemożliwe? A może utopia to po prostu greckie słowo eutopia, czyli dobre miejsce? :)

      Usuń
  7. Nauka dnia – zawsze włączaj Boga do swoich planów.- Zacytowałam twoje słowa, ważne i pomocny. U Ciebie Aniu jak zwykle wiele na blogu i mówiąc o tym , myślę tylko dobrze. Za rzadko zaglądam tu ostatnio ale mam taki czas trochę zwariowany a przecież u Ciebie tyle ciekawości a i tyle mądrego :):)Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń