niedziela, 26 listopada 2023

Chrześcijańskie mity, czyli co się o nas mówi (część 1/5).

Tytuł może działać na zmyłę, ponieważ budzi pewne skojarzenia. A ja chcę nazwać chrześcijaństwo bardziej literalnie z rozrysowaniem granicy oddzielającej ją od archetypu, który jest zjawiskiem nawet nie odzwierciedlającym tego, czym pierwotnie chrześcijaństwo było, oraz naświetlić, że schemat zachowania i postrzegania chrześcijaństwa dzisiaj, czyli religia nieświadomie powielana przez ludność – nie jest chrześcijaństwem w moim rozumieniu.
    Cały cykl w pięciu częściach opieram tylko na Ewangelii wg Łukasza. Dlaczego tak? Chciałam w ten sposób pokazać, że nie trzeba znać całej Biblii, aby załapać czym jest wiara w chrześcijańskiego Boga oraz dowiedzieć się jak wygląda praktykowanie takiej wiary. Oczywiście nie znaczy to, że nie warto czytać całości, bo cała Biblia służy nam do nauki i poszerzania kontekstu związanego z wiarą, lecz jeśli jesteście na początku drogi, bądź jedynie pcha Was ciekawość, wystarczy naprawdę niewielki wkład czasu w zapoznanie się z wystarczająco esencjalnymi konkretami jakie znajdziemy w ewangelii.

W tym celu posłużyłam się być może obecnie najnowszym przekładem na Polski, który jest uwspółcześniony, a praca lingwistów i egzegetów zamieniła tekst w dynamiczną formę tłumaczenia, wyjaskrawiając sens każdej wypowiedzi jaką znajdujemy na łamach Pisma Św.
    Podawane tu cytaty pochodzą z NPD czyli "Nowego Przekładu Dynamicznego". Biblia ta opatrzona jest przypisami i odnośnikami referencyjnymi do osobistego studium, a także komentarzami filologicznymi, historycznymi i teologicznymi, co daje niesamowicie jasne światło na konteksty wszystkich wydarzeń.

Zapraszam do lektury, zobaczcie jak oczywista może być Biblia.
    Jeżeli zaś interesuje Was wątek przekładów Biblijnych oraz wiarygodności pism, piszcie w komentarzach, jeżeli chętnych będzie dostatecznie, opracuję osobny artykuł na ten temat.

I generalnie – cały cykl o chrześcijańskich mitach to pigułki, dlatego jeżeli coś Was szczególnie zaintryguje i zechcecie poczytać na któryś temat jeszcze więcej, również piszcie w komentarzach, zanotuję sobie i po całym cyklu skomponuję treściwszy artykuł na wybrane tematy.


Zdjęcie pochodzi z: link

CHRZEŚCIJAŃSTWO – CZYM NIE JEST, A MYŚLIMY, ŻE JEST?


Funkcją uczniów Jezusa jest uświęcone życie wskutek którego ich obecność w świecie będzie oddziaływać na ten świat. Jednak zdarza się czasami taki dramat, kiedy zamiast oddziaływać na świat, sami podlegają wpływowi świata, upodabniając się do niego.
    Należy pamiętać, że chrześcijanin też człowiek i zdarza się, że coś pójdzie nie tak. Ale rozliczać go należy po tym, co z tym zrobi dalej. Patrzymy raczej wprzód.

Wielu znamy takich, którzy mieniąc się „chrześcijanami”, tracą rozum i przestają się kierować Bożym sposobem myślenia. O tym dlaczego tak się dzieje, można napisać wiele, ale mnie nauczono, że po owocach poznaje się drzewo ☼ patrząc na życie człowieka, widać czy jest on chrześcijaninem, czy tylko tak siebie nazywa.

Niebagatelne znaczenie ma w tym kontekście to, jak człowiek się modli. Jako ciekawostkę podam, że ważne postaci w Biblii modliły się własnymi słowami, w oparciu o inspirację Bożego Słowa, a nie wyuczonymi formułkami. Większość z Was już to zapewne wie.
    Jednakże podstawowe i najważniejsze znaczenie dla chrześcijanina w tym konkretnym temacie ma prawdziwa relacja z żywym Bogiem.

Znacznie gorszym i większym problemem jest zakłamane serce człowieka religijnego, który w rytuałach upatruje ochrony przed Bożym gniewem. Nie tak postrzegana jest przez chrześcijan ta sławna "bogobojność". W naszych kręgach jest to bardziej coś jak "liczenie się z Nim", a nie strach sam w sobie. Poza tym chrześcijanie nie są religijni, temat za chwilę rozwinę.

Jakiekolwiek „narodzenie duchowe”, które nie powoduje, iż Chrystus staje się centrum życia danego człowieka, i które nie rodzi pragnienia życia w uświęceniu, jest jedynie emocjonalną ekspresją fałszywej duchowości.

Dwie osoby – być może żyjące obok siebie w jednej społeczności wiary – na zewnątrz wyglądają, jakby miały podobny status duchowy. Dopiero przejście przez cierpienie, doświadczenie prześladowania, głębokiego niepokoju czy innych nieprzyjaznych okoliczności obnaża prawdę o ich duchowej kondycji.
    Ten, którego życie jest mocno osadzone na fundamencie Bożego Słowa, zdoła przetrwać przeciwności, ten zaś, który zadowalał się wyłącznie powierzchownym przysłuchiwaniem się Bożemu Słowu, nie przetrwa – będzie duchowo zrujnowany na własne życzenie.

Dlatego bardzo często widzimy obraz osoby, która kiedyś była wierząca, ale coś się jej w życiu nie powiodło i nie dość, że wierzącą już być przestała, tak też jej życie legło w gruzach i nie jest już przejawem radości Świętego Ducha. Często też skutkuje to wręcz nienawiścią do Boga.

I teraz o religijności:

Religia z definicji to zorganizowana forma rytuałów i obrzędowości. Nie jest Bogu do niczego potrzebna. On pragnie przemiany ludzkich serc. Dlatego chrześcijanie nie są religijni. W ogóle.
    W mieszkaniu chrześcijanina nie znajdziecie żadnych tzw. "świętych obrazków". Chrześcijanin raczej nie nosi krzyżyków, szkaplerzy itp, choć coś tam symbolicznie może, bo przecież nikt nikomu nie broni tego co zakłada, co sobie tatuuje albo co przykleja na aucie. Jest w tym pełna wolność.

Chrześcijanin ma świecić przykładem i oddawać cześć Bogu w duchu i w prawdzie. Zaś swoim życiem ma świadczyć o Jezusie. Jak? Zapraszam do dalszej części wpisu:


Zdjęcie pochodzi z: link

TO JEST DROGA

Czym (jeszcze bardziej konkretnie) wyróżnia się chrześcijanin od innych ludzi?
    To dość ważne pytanie i myślę, że naświetli też po trosze sposób myślenia Jezusa, który to (Jezus) jest naszym prekursorem i który zapoczątkował ideę, bądź lepiej zwaną "ścieżkę życia", którą ma iść chrześcijanin.

Trwanie w Duchu Jezusa wiąże się ściśle z przebaczaniem, ale takim EKSTREMALNYM.

Poselstwo przebaczenia w postawie >ofiarnej Bożej miłości< jest jednym z największych znaków odróżniających chrześcijaństwo od wszystkich systemów religijnych na świecie. Bez przebaczenia nie można być uczniem Jezusa.

Nawet jeśli ktoś sam siebie nazywa chrześcijaninem (z uwagi na intelektualnie akceptowaną przez siebie doktrynę), lecz trwa w nieprzebaczeniu komuś, to nie jest prawdziwie uczniem Jezusa, a jego „chrześcijaństwo” jest jedynie fasadą starego typu religijności, która przybrała tylko zewnętrzne pozory tego, co Biblia nazywa uczniostwem (naśladownictwem Chrystusa).

Prawdziwe uczniostwo Chrystusowe polega na bezkompromisowej postawie wobec grzechu i posłusznym kroczeniu za Panem przy jednoczesnym trwaniu w Jego łasce i prawdzie.

Nie można być uczniem Jezusa, jeśli nosi się w sercu nieprzebaczenie. Żaden człowiek nie może nazywać się uczniem Jezusa, jeśli nie odpuszcza przewinień ludziom, którzy zgrzeszyli wobec niego.

I co ważne! Nie chodzi o patologiczne przebaczanie.

Jego polecenie przebaczania nie jest w żadnym wypadku nakazem pozostawania w związku z daną osobą ani poleceniem wspólnego dalszego budowania czegokolwiek. Słowo Boże wręcz nakazuje unikać ludzi deklarujących się jako „wierzący”, a jednocześnie trwających w grzechu i trzymać się od nich z daleka.

Ważne: czymś innym jest przebaczanie z głębi duszy, a czymś innym mądrość potrzebna do dalszego rozważnego radzenia sobie z toksycznymi ludźmi, którzy manipulują innymi. Mądrość Boża każe uciekać od takich osób jak najdalej.

Ale też żeby było jeszcze jaskrawiej:

„Zrozumcie, że okazywanie ofiarnej miłości tylko tym, którzy podobnie postępują wobec was, nie ma nic wspólnego z prawdziwą łaskawością. Przecież nawet grzesznicy w taki sam sposób jedni drugich „miłują”! Jeśli więc wyświadczacie dobro jedynie tym, którzy rewanżują się wam wzajemnością, co ma to wspólnego z łaską i miłosierdziem? Niczym nie będzie się to różnić od postępowania grzeszników!”

Łk 6:32



Gdzieś w Łodzi:

Zdjęcie pochodzi z: link

MAJĄTKI:

Boże działanie kieruje się ku wnętrzu człowieka, na oczyszczenie jego serca i przemianę charakteru na taki, jaki jest widoczny w Chrystusie. To świat uważa, że błogosławieństwem dla człowieka jest powodzenie materialne, tymczasem w rzeczywistości duchowej zdarza się, że dobrobyt materialny bardzo często staje się źródłem duchowej klęski człowieka. I o tym najczęściej mówił Jezus ku przestrodze wyłącznie.
    Wśród znanych chrześcijan byli bogacze. , np. Mojżesz. Nie jest więc prawdą, że bogobojny człowiek na wzór pokutnika musi być mega biedny, bo inaczej nie przejdzie do Królestwa niby przez ucho igielne.

Do kwestii pieniędzy i tego co faktycznie mówił o nich Jezus, jeszcze powrócę w następnych częściach, bo to ważne, by zedrzeć z Boga patologiczny obraz.
    Jeśli zaś już teraz chcecie coś niecoś poczytać w tej materii, zapraszam tutaj w troszkę innym kontekście Finanse.



Zdjęcie pochodzi z: link

PATOLOGICZNE NAUCZANIA:

„Jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”
    Uderzyć w prawy policzek praworęczna osoba może tylko wierzchem dłoni. W kulturze żydowskiej uderzenie wierzchem dłoni traktowano jako szczególnie obraźliwe, wręcz hańbiące, i zwykle prowadziło ono do konfliktu honorowego.
    W związku z tym staje się jasne, że wypowiedź Jezusa absolutnie nie dotyczyła postawy człowieka wobec fizycznego ataku ze strony bandyty. Nie odnosiła się też do napadu rabunkowego, przed którym każdy człowiek ma prawo się bronić, ale do postawy człowieczego serca.

Jezus nauczał, jak unikać pychy i kierowania się dumą, co w szczególnie jaskrawy sposób uwidoczniało się w sytuacjach „splamienia honoru”.



Zdjęcie pochodzi z: link

POPULARNE KWESTIE O ŻYDACH:

Żydzi tamtych czasów, kiedy pojawił się na ziemi Jezus, myśleli, że przybył aby wyrwać ich spod okupacji Rzymu i w ogóle zapewnić zbrojne bezpieczeństwo. Nie skumali Pism, które mówiły, że owszem, przyniesie On ratunek, ale nie przed Rzymianami, tylko przed grzechem.
    Jezus dopiero ma przyjść jako wojownik. Podejrzewam, że wielu wyobrażających Go sobie jako hipisa, mocno się zdziwi.

Religijność Żydów była zafiksowana na pojęciu wybrania, które rozumieli opacznie. Izrael został bowiem wybrany do wykonania zadania ogłoszenia światu chwały Jedynego Boga, a nie z powodu swej rzekomej unikalności. Naród wybrany do pewnej misji, a nie wybrany jako wyjątkowy, czy nawet lepszy od innych itp.



Zdjęcie pochodzi z: link

Reasumując:

Chrześcijanin nie jest ciamajdą, który pozwala sobą pomiatać i poddawać się przemocy. Ma honorową misję, przy czym jest skory do ugięcia karku, ale nigdy przenigdy nie spada mu przy tym korona z głowy. Raczej do tej korony z każdym takim zachowaniem przytwierdzane są kolejne diamenty.

Chrześcijanin jest dumny ze swojego Boga, ale przy tym nie jest zadufany i nie obnosi się z tym. Jest świadom tego, że został dziedzicem Królestwa Bożego i że żyje dla większej sprawy, a to jest celem wyśmiewania i braku poważania pośród znajomych i bliższych ludzi. Ma to jednak gdzieś.

Chrześcijanin nie lubi zajmować sobie czasu głupotami stricte ze świata, raczej do klubu GoGo z tobą nie pójdzie. Woli zrobić to samo ze swoją żoną, niewątpliwe, że ma w sypialni rurę. W końcu wie, że seks dał ludziom Bóg, ale też, że małżeństwo jest święte.

Kiedy w życiu chrześcijanina dzieje się coś złego, nawet ekstremalnie złego, a może nawet zostaje wewnętrznie złamany, a wcale nie jest wolny od kolei losu to jeśli żyje blisko z Chrystusem, podniesie się z kolan otrzepie swoją zbroję i pójdzie dalej z podniesioną głową.

CIĄG DALSZY ⏩ 2/5

18 komentarzy:

  1. mentalnie od dawna jest mi daleko od jakiejkolwiek wersji chrześcijaństwa, co pozwala mi spojrzeć z większym dystansem na temat, niż większości chrześcijan, a być może wszystkim... przy czym nie wdaję się w polemiki, co nazywać "chrześcijaństwem", a co nie, tu już trzymam się własnego nazewnictwa... ale tym samym wiem, że nie ma jednej "jedynej słusznej" wersji chrześcijaństwa i żadna na tą "jedyną słuszność" monopolu nie ma, procenty wyznawców takiej, czy innej wersji nie są w tej kwestii żadnym argumentem...
    mimo braku osobistego zaangażowania w temat, a dotyczy to każdej religii /wiary, wyznania, czy jak tam zwać/, nadal wydaje mi się interesujący, więc poświęcam mu jakiś tam promil mojej uwagi... na temat wariantu, który prezentujesz na blogu wiem bardzo niewiele, właściwie nic, więc dziękować za poszerzenie mi tej wiedzy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie sądzisz, że chrześcijanie to są osoby, które żyją zgodnie z nauczaniami Chrystusa? To takie proste. Nie ma lepszej definicji. I ona klaruje spojrzenie na temat.

      Usuń
    2. to jest dobra definicja, ale...
      jest wiele wersji Biblii i jej interpretacji... ale to nie jest zbyt ważne... istotniejsze jest to, że nie rozliczam ludzi etykietkujących się jako chrześcijanie z tego, czy trzymają się nauk Chrystusa /takiej, czy innej wersji/, tylko oceniam ich (jeśli oceniam) według swojego systemu wartości... stąd też moja wspomniane nie wdawanie się w polemiki, kogo należy tak nazywać... to nie mój kłopot, tylko tych właśnie ludzi...

      Usuń
    3. To jest bardzo ważne. Wiele wierzeń nadinterpretowało te księgi tworząc wyimaginowane nauczania i doktryny, przepisując celowo z błędami. Dodając księgi, które nie są przez Żydów uznawane za część Pisma Św. Masz więc sporo racji, bo ludzie bardzo często żyją w nieświadomości, że zostali okłamani. Wszystko co się złotem świeci, wydaje się zwodniczo słuszne i nosi pozory dobra.
      Ocenianie nie jest nikomu potrzebne. Każdy sam w duchu powinien sobie odpowiedzieć kim jest i po czyjej stronie stoi. Odpowiedź jest personalna. Za to jak dalej żyje, co robi i mówi, jest interpersonalna. Zachowujesz się i czynisz wedle swojej tożsamości.

      Usuń
    4. z tym ocenianiem sprawa nie jest taka prosta... świadome ocenianie, tworzone myśleniem, faktycznie jest zbędne, tylko nam psuje percepcję świata, za to na podświadome, intuicyjne, gdy zamiast myślenia po prostu czujemy, że coś jest okay, a coś jest nie tak nie mamy stuprocentowego wpływu, a niektórzy wcale go nie mają... pojęcia nie mam, jak to jest z tym świadomym wpływaniem na własną podświadomość, bo gdy próbujemy robić to zbyt forsownie zamieniamy się w (myślące) androidy i cały nasz naturalny spontan idzie się je... no, coś tam robić, nieważne :D

      Usuń
  2. Ciekawy temat poruszyłaś chociaż już zupełnie mi obcy bo chrześcijanką przestałam być dawno a kiedyś nawet byłam zagorzałą. Problem ze mna jest taki, że nie umiem oddzielić zasad wiary od instytucji kościoła, a tej szczerze nie znoszę, zwłaszcza jej przedstawicieli. Nie lubię naginania zasad wiary do własnych potrzeb i upodobań a to jest w chrześcijaństwie nagminne zwłaszcza tam, skąd powinien iść przykład.
    Miłego poniedziałku i dobrej reszty tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Instytucja, o której piszesz, dawno odeszła od zasad wiary chrześcijańskiej. Właściwie od początku Rzym wcale do niego nie dążył.
      Nie dziwię się, że odeszłaś. Odkryłaś kłamstwo i to bardzo dobrze. Ja też odeszłam. Jestem szczęśliwa w wierze, w której głową jest Chrystus, a nie papież. Piszę o wierze takiej jaką poznałam w Piśmie Świętym.

      Usuń
  3. Jestem teraz poza domem, więc po powrocie poczytam sobie uważnie cały cykl.
    Wielkiej pracy się podjęłaś, więc z chęcią zapoznam się z jej efektami.
    Trochę już znam szczegóły z poprzednich twoich wpisów, ale cykl pozwoli to uporządkować.
    zastanawiają mnie rozbieżności między różnymi odłamami chrześcijaństwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, że piszesz. Kolejne "odcinki" chcę wrzucać co niedzielę, bo wydaje mi się, że to dość poczytny dzień, ludzie odpoczywają w domach po wojażach z piątku i soboty, najwięcej jest wtedy otwarć.

      Różnice między religiami biorą się z ludzi, czyli każda różni się doktryną, czasami dogmatem, rodzajem kultu świątynnego, głową wyznania.
      W to co ja weszłam, nie ma głowy wyznania w postaci kapłana czy biskupa. Nie ma żadnego kultu świątynnego. Jest wiara praktykowana na podstawie Pisma. I o takim chrześcijaństwie piszę. Ale jestem świadoma, że każdy widząc temat, od razu myśli, że jestem katoliczką i nie czyta dalej.
      Do kogo ma tekst trafić, do tego trafi.

      Usuń
    2. @Jael...
      ze mną było trochę inaczej... na początku "obwąchiwałem" Twojego bloga z pewną dozą nieufności na okoliczność jakiegoś nawiedzenia, ale szybko zobaczyłem, że tworzy go fajna, normalna dziewucha, tak z grubsza rzecz jasna, jak na możliwości poznania kogoś via net...
      jak człowiek się prześpi z muzułmanką i wypije flakon wina z mormonem przekąszając konserwą wieprzową, to uczy się, że te wszystkie etykietki wyznaniowe są niewiele ważne, liczy się to, jaka dana osoba jest tak w ogóle...
      w sumie to każdy człowiek ma jakieś swoje egzotyczne odjazdy, ja też, ważne jest tylko, czy są szkodliwe dla otoczenia, czy nie i czy taki ktoś umie rozmawiać i umie się bawić... jak na razie, biorąc pod uwagę te dane, które mam, Twoje wykonanie chrześcijaństwa wydaje mi się fajne :)

      Usuń
    3. Dziękuję, bardzo mi miło, że czuć fajną woń ode mnie. ;) XD

      Usuń
  4. Powiem Ci, że z takim chrześcijaninem, jakim go opisujesz to jest mi nawet po drodze, a w każdym razie wyzwala on moją sympatię.
    Widzę, że rozprawiasz się z wieloma mitami w tym temacie i nie masz podejścia świętojebliwego, za to umiesz wytłumaczyć swój punkt widzenia. Widać że stoją za tym przemyślenia, a nie klepanie pacierza tymi samymi słowami.
    Mnie zawsze to między innymi przeszkadzało w kościele i modliłam się własnymi słowami.
    I to nadstawianie policzka rozumiane wprost jest wręcz chore. Podobnie jak patologiczne wybaczanie i pozwalanie na dalsze czynienie zła sobie.
    Od paru lat nie czuję się częścią Kościoła, z którego też w Niemczech udało mi się oficjalnie wystąpić.
    Ale jeśli już zostałam w tej wierze wychowana, to potrafię też czytać o tym ze świadomością tego, co nam się wpaja od małego.
    Ten post przeczytałam z zaciekawieniem.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, pamiętam ten stary kabaret, w którym pojawiło się słowo "świętojebliwy" i do tej pory wśród ludzi panuje.

      Czyli rozumiesz, że nauczania/kazania bardzo często szły w innym kierunku, raniąc tym słuchaczy, bo potem weź coś takiego wprowadź w życie i automatycznie stajesz się ofiarą i przegrywem życiowym.

      Dzięki za te słowa. Pozdrawiam i do następnego poczytania. :)

      Usuń
  5. Skoro na zewnątrz tego nie widać, kto jest prawdziwym chrześcijaninem, a kto nie, to wnioskuję ,że wszystko (cały trud i walka duchowa) rozgrywa się w sercu. Czym jest zatem owoc, po którym można poznać prawdziwego chrześcijanina? I skąd wiadomo, że jeden jest dobry, a drugi nie, nie kosztując go?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie kosztując. Możesz nadziać się w środku na robaka. Dopiero z czasem wychodzi, że dana osoba ma nieboże przekonania, ale też nie należy od razu skreślać takiej osoby. Ludzie często błądzą, tak po ludzku. Pytanie, co dalej z tym zrobią i co się z nimi stanie.
      Temat rzeka i to wartka...

      Usuń
  6. Piszesz o Bogu i Jezusie.
    Mam dwa podstawowe pytania:
    1. Czy Jezus jest Bogiem, jeśli tak, to czy jest jedynym Bogiem czy Bogiem - jednym z Trójcy?
    2. Czy Bóg wezwał Abrahama i dał mu ląd zamieszkały przez inne ludy (Kananejczyków)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź na pytanie trójcy wymaga zagłębienia się w temat.
      Polecam materiały z poniższej strony
      https://www.tajemnyplan.pl/tematy/
      W wyszukiwarce strony proszę wpisać hasło trójca.
      Temat ten jest tam wystraczająco wyczerpany.

      Co do Abrahama czytamy z Pisma, że wezwał go. Natomiast nie dał mu tej ziemi w posiadanie tylko jego potomkom. Na kartach Pisma mamy opisane granice kraju, który miał powstać oraz dlaczego konkretnie na tych ziemiach.

      Usuń
  7. Bardzo dziękuję za rzeczową odpowiedź

    OdpowiedzUsuń