piątek, 29 kwietnia 2022

Wreszcie czuje, że dotrzymuję kroku sobie samej.

Może to wiosna mnie poraziła, jak to wygląda na poniższym zdjęciu, a może poraziła mnie moc z samego nieba, co właściwie też można przypisać do tego zdjęcia, bo co to się stało, że nagle problem przestał istnieć i nastawienie się zmieniło? Niedawno pisałam o trudach, uwolnieniach, zmianach – WALKACH przebytych; a tu co? Już pozamiatane? Tak szybko?

Tak i nie.

Istnieją jeszcze punkty zapalne, życie idealne może mieć miejsce tylko wtedy, gdy styka się z rdzeniem całkowitego spokoju serca, a czy zawsze moje jest w takim stanie? Nie, lecz zdecydowanie częściej niż w ostatnim czasie.
A co się stało? Posłuchajcie...

Oświeciło mnie.

Zaczęło się od procesu uwolnienia, w którym doświadczyłam i zobaczyłam na własne oczy chwile, które tworzyły warownie z ciężkiej cegły. Dręczące i ciążące. Opowiedziałam Wam o tym jak lekko się poczułam burząc kolejno każdą z nich.
Opowiadałam o priorytetach, o tym co najważniejsze i o kłopotach, które wyjaskrawiły się na tle tysięcy innych spraw. Konsekwencje niewysypiania się, przepracowania i prób bycia wszędzie i o tym jak sobie z tym wszystkim radzę lub nie.
I wreszcie o plusach tego, co normalnie można uznać za minusy, a jednak dostrzegłam te maleńkie drobinki złota w garści piachu.

Czyli proces. Ogarnęłam.

Coś co normalnie wpycha człowieka w dół i przysypuje ziemią, okazało się mało ważne. Rzeczy problemowe dziś robię od niechcenia, a słabości przekuwam w wyzwania, zaś frustrację w satysfakcję – to ostatnie to temat rzeka.
By ułożyć dzień, trzeba najpierw odpuścić. Bo nie da się być wszędzie, ani jechać codziennie po 5 godzinach snu i w ogóle nie odpoczywać w ciągu dnia. Zbadałam naukowo i przetestowałam na samej sobie.

Denerwowało mnie, że nie mam czasu zająć się roślinami. Pewnego dnia po prostu wstałam i to zrobiłam. Życiodajny Aloe vera można uprawiać, ale przede wszystkim należy STOSOWAĆ. Roślina żyje po to, abyśmy my żyli w zdrowiu – a rośnie na potęgę i kiedy przestaje się mieścić w mieszkaniu, przesadzam ją w mniejszą donicę, obierając trzpień z najstarszych liści.



Gotowy do przerobienia.

Ten sok, który ciekł mi po rękach, trzeba szybko łapać, bo szkoda. Miękki i kleisty miąższ, który kryje się w grubych, kolczastych liściach, zawiera wiele składników, witamin i soli mineralnych.
Dobry na oparzenia, rany (urywasz liść i przykładasz. Znacznie szybciej się goi), na różne zmiany skórne, na egzemę, łuszczycę itp. Dobry po ukąszeniu owadów, na stany zapalne w buzi (także na afty).
Wewnętrznie działa przeciwbólowo, przeciwzapalnie i bakteriobójczo. Wspomaga odporność i obniża poziomu cukru.
Można stosować przy: niestrawności, nieżycie i wrzodach żołądka, nadkwasocie w celu przyśpieszenia przemiany materii i na przeczyszczenie.
Dobrze jest sięgać po aloes wiosną, pomaga przetrwać alergikom w godnym stanie nosa.

Zawiera: witaminy A, C, E, B i kwas foliowy. Magnez, cynk, chrom, wapń, żelazo, mangan, potas, miedź.

Pierwsze udokumentowane wykorzystywanie aloesu do celów leczniczych miało miejsce w starożytnym Egipcie. W Afryce aloes aloe vera wygląda jak drzewo i dorasta do kilku metrów.

Ja zrobiłam z niego sok.

Młody aloes, nowe sadzonki.

Wysiałam wreszcie surfinie. Nie mam pojęcia czy coś wyrośnie, poczekam miesiąc (celem weryfikacji potencjalnych chwastów). Jeżeli się nie uda, pójdę na rynek i kupię do tej świeżutkiej, żyznej ziemi to, co mi się spodoba tylko ze względu na kolor. Nie będę pytała rośliny o wymagania na stanowisku balkonowym, bo z doświadczenia wiem, że rośliny nie czytają tych samych poradników co ja.

Dlaczego przez dwa tygodnie nie mogłam zrobić czegoś, co zajęło mi 20 minut?

Nasiona surfinii z własnego zbioru, drobne niczym mak.

Gdzieś tam są.

Kupiłam dywan i wykładzinę dywanową. Kocham kiedy podłogi w mieszkaniach są miękkie, poza tym wnętrze zmienia się diametralnie, nabiera ciepłego charakteru, a to pasuje mi do wnętrza, w które od niedawna inwestuję. Jestem wciąż w trakcie urządzania się.
Przyznam jednak, że właśnie po rozłożeniu tych dywanów, poczułam że naprawdę jestem w domu. Nie mając czasu na ogarnięcie własnych rzeczy i w ogóle cokolwiek, czułam się bardziej jak w magazynie...

Salon.

Przedpokój.

Dobre serce i wielka miłość do żywego powoduje takie akcje jak ratowanie ślimaków w pracy. Żyły sobie dwa w kalafiorze, dostały nową szansę na mleczyku przed sklepem.
Niestety znaleziona później okazała samica kątnika domowego większego, nie przeżyła. Nie miałam w co jej zapakować, dopadł ją współpracownik z pietruszką niby kopią.

Mało przygód w codzienności? E tam!

Dla wszystkich, którzy wyrzucają gwiazdę betlejemską zaraz po świętach: to jest roślina wieloletnia.

Jest wilczomleczem, a wiec krzewem, pochodzi z Meksyku i Gwatemali. Nie wiem ile ma ta u mojej mamy, ale jak widać na niniejszym zdjęciu, rośnie, a nawet kwitnie i ma się zupełnie dobrze.
Wymagania ma upierdliwe, trzeba uważać na oświetlenie, powinno się zimować (mama tego nie robiła) i ciągle woła pić, ale jeśli ktoś lubi ten gatunek, podpowiadam, że nie ma sensu kupować co roku nowej rośliny, tylko zaopiekować się jedną i ładnie rozkrzewić.

Mama również jest jedną z tych zapracowanych osób. Na uprawy jednak zawsze znajdzie czas, (domowe jak i balkonowe), podobnie i czas na spotkanie.

Od prawej wpycha się w kadr taki sam aloes.

Nie mam czasu na wymyślne posiłki, niestety przestałam gotować, bo często nie ma mnie w domu. Wstaję najczęściej o 4 (rano - żeby nie było wątpliwości), wracam późno, coraz częściej sięgam po gotowe produkty, ale staram się wybierać mądrze.
Ostatnio naszło mnie na śniadanie prawdziwej kobiety, czyli kanapki ze smalcem i ogórkiem konserwowym. Wiąże się to ze wspaniałymi wspomnieniami, gdyż taki posiłek zawsze serwowaliśmy sobie z tatą, ilekroć odwiedzaliśmy jakiś zamek, albo spędzaliśmy czas na zjeździe rycerskim czy tzw. hufcu. Średniowiecznym jarmarku czy innej imprezie podszytej smakiem podpiwka lub kwasu chlebowego.

Czy smalec szkodzi zdrowiu? Czy się od smalcu tyje?

Niesłuszna jest całkowita eliminacja tłuszczy z diety celem schudnięcia. Tłuszcze dostarczają dwa razy więcej energii niż białka czy węglowodany, poza tym są szalenie istotne przy gospodarce hormonalnej (zwłaszcza u kobiet). By zrzucić tłuszcz, nie chodzi o to, by zrezygnować ze smalcu czy innych tłuszczy, ale by po prostu mniej jeść, a jedzenie było zróżnicowane.

Innym ulubionym śniadaniem na moim stole są omlety i racuchy, które często zabieram do pracy. Czas przygotowania - 10 minut.
Ostatnio przetworzyłam obiad sprzed dwóch dni na kotlety proteinowe. Nie pytajcie co tam było - po prostu wszystko zmiksowałam z jajkiem...

Ciemny chleb z soją, smalec z czosnkiem, ogórki konserwowe z chilli.

Kotleciki proteinowe z tajemniczym składem. Szybko postawiły mnie na nogi po mocnym treningu siłowym.

Uczę się robić smakowe kawy. Często pomysły zaczerpuję z menu kawiarni, ostatnio zainspirowała mnie Cocchanel z Etno.
Zrobiłam najbardziej kokosową kawę w życiu.
Sati sama w sobie pachnie ładnie kokosem, ale smak tego orzecha nie jest zbyt intensywny. Czekolady w ogóle nie poczułam. Zmieniłam ten stan rzeczy dosypując do zmielonej kawy łyżeczkę kakao. Tą miksturą polecam zalać lody kokosowe. Tym razem postąpiłam jednak inaczej, zalałam łyżkę oleju kokosowego i wlałam do tego mleczko kokosowe rozrobione z mlekiem krowim i podgrzane. Polecam eksperyment!

Inna kawa jaka powstała, to prosta z ekspresu ze spienionym mlekiem, na to bita śmietana i truskaweczka. Tak wiele radości i przyjemności, a tak mało czasu zajmuje przygotowanie. Eliksir +200 punktów do odpoczynku.

Jedna z moich ulubionych form parzenia kawy.



Truskaweczka i biała porzeczka, zamrożone z zeszłego roku.

Bywam, a czas na bywanie jest dla mnie cenny. Czuję się mieszczuchem. Czuję się mieszkańcem Łodzi, który tę Łódź kocha. Chcę być oficjalną częścią tego miasta, chcę obserwować ulice, smakować kaw w kawiarniach, zaglądać na ciekawe eventy, uczestniczyć w łódzkości, fotografować łódzkość i o niej opowiadać, co staram się czynić na drugim blogu.

Znajduję na to czas gdzieś pomiędzy, często spontanicznie.

Potężnej wielkości frappe z karmelem.

Kawiarnia z widokiem na łódzki Manhattan w samym centrum miasta. W szklanym budynku jest Etno, kawiarnia, do której najczęściej dotychczas chodziłam po pracy. Tamta jest z widokiem na jednorożca i jego tęczową stajnię. Eee... poważnie mówię...

Ale moje miasto ma też zupełnie inne oblicze. Są to wielkie parki, skrawki lasu, miejskie rezerwaty. Jednym z nich jest kompleks zieleni na Zdrowiu (pozostałości Puszczy Łódzkiej). To taka dzielnica, której nazwa zobowiązuje. Tam jest największy Aquapark w Łodzi, porządna siłownia plenerowa (taka, że można poczuć), specjalny pas dla biegaczy z miękkiego tartanu (ponad 2 km) i wiele dzikich ścieżek.

Serio: nie mogę się tym miejscem napieścić! Wchodzę pobiegać i mnie zgina w kolanach. Czuję się tam jak w środku lasu i za każdym razem trenuję w przykucach, fotografując kwiatki i nagrywając śpiew ptaków.


Oglądać i słuchać – nie marudzić!



Machnęłam sobie kolorek na usta, bo kto babie zabroni? Przyszykowuję się powoli na babski wyjazd., trzeba sobie pofolgować.

No proszę i na to znalazł się czas.

Sezon na gołe łydki oficjalnie rozpoczęty, co prawda już dawno biegam w korsarkach, ale teraz zrobiło się tak ciepło, że chyba następnym co wyjmę z szafy, będzie t-shirt. Powstrzymuje mnie tylko ta piąta rano na przystanku, kiedy temperatura waha się między 1 a 3 stopnie... Trochę jednak wtedy przemarzam, w pracy też za ciepło nie jest, a potem galopuję po parku i czuję, że bardzo ciężko mi się rozgrzać. Po powrocie wskakuję do gorącej wody, piję tego aloesa i jakoś żyję. Trochę posmarkuję, czasem kichnę, ale diabli mnie nie wezmą, o nie!


A to mi pachnie przed klatką.

Zaśpiewam Wam piosenkę. To jest fragment, oryginał, ja jestem żeńskim echem wokalisty:

Widzicie ile się dzieje? I to naprawdę w niedługim czasie... To podejrzane... Może ktoś mnie sklonował i podwójnie przeżywam każdy dzień?

Gdy zabrałam się do tworzenia tego wpisu, najpierw otworzyłam sobie folder, w którym zbierałam zdjęcia. Zobaczyłam ile tego jest i pomyślałam, że to materiał nie na jeden, a na dwa wpisy.
Tworzę go popołudniu, po pracy, po joggingu, po wizycie w spa (czyli w mojej łazience), relaksuję się, wkrótce idę w gości, znów późno wrócę. Ale trzeba wiedzieć kiedy odpuścić, trzeba odpocząć, wyspać się, czasem z czegoś zrezygnować, niekiedy  z jakiegoś spotkania, bo nie da się być wszędzie, bo jednak nikt mnie nie sklonował. Dziś zdążyłam popracować, wyjść do lasu odświeżyć łeb zażywszy sportu, zrelaksować się, odpocząć, popisać. I jeszcze tyle miłego przede mną.

Te wszystkie walki, prośby, błagania i łzy... Stało się. Odpuściłam, w ogóle zostawiłam ten problem, życie działo się samo, dalej byłam przemęczona, niewyspana i na nic nie miałam ochoty, a już na pewno robić cokolwiek w domu, urządzać się, przesadzać kwiatki czy choćby iść na zakupy. Zrobiło się.
Zostaw, nie myśl, ja się tym zajmę – brzmią proste słowa jednej z obietnic biblijnych, która mówi, o tym, by pozostawiać troski Bogu. Cudowna jest prostota tego – forma, w której nic nie trzeba, tylko puścić, zostawić, zaufać.

Zaczęłam pisać nową książkę, a to znak, że moja głowa została poukładana, wyciszyła się, uspokoiła, znów może być twórcza. Robię wszystko, szukam nowej stajni dla siebie, planuję wycieczki rowerowe, planuję wyjazd na majowy babski urlop. Cieszę się wszystkim, pracą z fajnym zespołem, słońcem, które pada na moje rośliny na parapecie, kwiatami w trawnikach, zrobionym praniem i odkurzonym dywanem.

Raduję się.

16 komentarzy:

  1. Zazdroszcze dotrzymywania kroku sobie samej - jestem wciaz kilka krokow za soba, przynajmniej za ta, ktora wszystko wokol potrafi "ogarnac" i dopilnowac. U mnie sajgon, Sodoma i Gomora, po prostu burdel na kolkach i swiatynia zaglady.
    Ale prawda jest, ze wiosne wokol zauwazylam, mialam nos w magnoliach i wisniach, teraz w krzewie bzu - to totalnie nakopnie dusze, umysl i cialo do dalszego boju, wykopnie do przodu!
    Ciekawostka - mam alergie na aloes, niemal w kazdej postaci oprocz jednego kremu szwedzkiej firmy na O. (nawet nie wiem, czy go wciaz produkuja, przeszlam do konkurencji na A.).
    Przed miesiacem sie dowiedzialam, ze gwiazda betlejemska ma normalnie kwiatki, myslalam, ze nie kwitnie, ze ma tylko te czerwone listki, a nagle - bum! Moja w drugim roku zakwitla :) Dokladnie jak na Twoich zdjeciach :)
    Jestem zwolenniczka Keto i LowCarb, tluszcze musza byc! Wyp***c trzeba wiekszosc weglowodanow.
    Jesli bedziesz miec urlop w okolicach drugiej polowy sierpnia... zapraszam na kawe do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szarpałam się z tym sama przez kilka miesięcy, bo uważałam, że skoro kiedyś potrafiłam wszystko ogarnąć samodzielnie, to teraz po prostu muszę sobie przypomnieć jak to robiłam. Ale to guzik pomogło, a wręcz było coraz gorzej. Świątynia zagłady to mało powiedziane. Czarno było wokół i czułam, że się topię w bagnie. Po tych wszystkich opisanych rzeczach, które tu dziś linkowałam i po tym całym PUSZCZENIU problemu, zaczęło się wszystko zmieniać, nawet nie zauważyłam kiedy.
      Doszłam po raz kolejny do wniosku, że człowiek sam, tak naprawdę niewiele może. Czasami mu się po prostu uda i tyle. Ale to tak między nami wierzącymi. ;)
      A naturalny aloes też Cię uczula? Czasami jako ekstrakt w kosmetykach działa alergennie. Mnie od dziecka uczulały wszelkie specyfiki z cytryną, od kremów do rąk po płyny do naczyń, ale sama cytryna nigdy.
      Ogólnie wszystko musi być, proporcje są zależne od naszych predyspozycji, stylu życia. Tłuszcze, węgle, białka, wszystko jest bardzo ważne. A najważniejsza jest jakość tych składników, ale co Ci będę mówić, masz efekty, więc jest super!
      Sierpień mam pracujący. Główny urlop zawsze biorę na jesień.

      Usuń
  2. Faktycznie, dzieje się tyle, że trudno skomentować wszystko:-)
    Najważniejsze, że daje Ci to wiele radości, co słychać!
    Warto doceniać wszystko obok siebie i czasami porozpieszczać wszystkie zmysły.
    Moja koleżanka wybrała się na majówkę do Łodzi, ciekawa jestem jej wrażeń po powrocie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko pokazuje też jak Bóg jest wszechstronny i jak interesuje Go nasze zwykłe życie, że i w nim też chce uczestniczyć, a że nie lubi bałaganu i chaos zamienia w porządek, to taki mamy efekt, że mi się japa uśmiecha. :D

      Usuń
  3. Brawo! Tak trzymaj! Czuję wznoszącą energię, radość z działania i dobre fluidy! Myśl o sobie i dobru świata natury. Oczywiście ludzi też :) Byle właściwych, bo są... MIłej majówki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radość działania przede wszystkim. I radość z odpowiedniego ustawienia priorytetów.
      Na majówkę nigdzie nie wyjeżdżam, drugiego pracuję. ;)

      Usuń
    2. To, że się nigdzie nie wybierasz, nie wyklucza, że majówka może być miła :) Ładnie śpiewacie i słowa utworu budujące...

      Usuń
    3. Majówka czy nie, to jakby mało dla mnie istotne, ponieważ kalendarz dla mnie nie ma znaczenia, kiedy planuję miłą podróż. ;P

      Usuń
  4. Aż czuć, jak Cię wypełnia ta siła, radość i energia! Tak, odpuszczanie jest ważne. Ważne jest dostrzeżenie i poczucie, że nie można być wszędzie, tylko trzeba starannie rozdzielać czas, żeby Ci go na wszystko wystarczyło. A potem brać z życia to, co potrzebne, żeby czuć, że jest się u siebie i panią na swoich włościach.
    Miło mi się to ogląda, pasuje mi to Twoje wcielenie!
    Uściski i powodzenia
    IW
    P.S. już prawie na etapie odpuszczenia, jeszcze tylko coś muszę załatwić z poziomu wojowniczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja już nie chcę być panią na swoich włościach i nie chcę już sama starać się decydować o priorytetach, bo wyszłam na tym jak Zabłocki na mydle. Mam dość starań i zamęczania się myślami o tym. Dzieje się. Cały czas się dzieje, więcej się dzieje niż kiedy planowałam - "zaplanowywałam" się na śmierć. Owszem, planowanie jest O.K., ale nie w momencie, kiedy z dziesięciu puzzli próbujesz ułożyć pięcioczęściowy obrazek.

      Usuń
    2. Ale bycie panią na włościach to nie tylko planowanie, zamęczanie się planowaniem. Od dawna planuję najwyżej priorytety, reszta toczy się niejako sama. Nie czuję już potrzeby ani nawet chęci na planowanie sobie całego życia, bo tego i tak się nie da.
      Uczę się odpuszczania, ale jednak bez pewnego poziomu planowania jakoś nie widzę sensu, po co to wszystko robić.
      Aczkolwiek cele mi się zmieniły przez ostatnie lata. I zyskałam więcej spokoju, ogarnęłam codzienność, cieszę się każdą głupią rzeczą, czytaj każdym drobiazgiem we własnym życiu i otoczeniu. I to jest piękne! :)))
      I to jest teraz to, czym się cieszę.
      Uściski!

      Usuń
  5. A kanapki ze smalcem i ogórkiem konserwowym po prostu uwielbiam! To prawdziwy posiłek kobiety, masz rację :). Też nie obawiam się tłuszczy, bo tylko nadmiar kcal i za mało wody może nam zaszkodzić :). I brak istotnych składników, tj. witamin i mikro- makroelementów.
    Uściski :))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. To chyba to Slońce, którego więcej się zrobiło. Ja też nabrałam energii i choć nie powiem, abym wyrabiała się z tym, co mam zrobić, to optymistycznie patrzę na życie. Jest dobrze 😊!!!
    P.S. Te Twoje kawki wyglądają smakowicie 😋!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się nie wyrabiam. ;D Ale ustalenie najważniejszych rzeczy na początek dnia sporo daje i tak naprawdę wychodzi szybko na wierzch, że nie wszystko to, co planujesz jest Ci potrzebne. Czujesz to po prostu - czego Ci brak (wtedy przesuwasz na priorytet), a za czym niekoniecznie tęsknisz (i zostawiasz to na szarym końcu). I jest O.K.
      p.s. Dzisiaj z lodami. :D

      Usuń
  7. Szukam pracy, ale boję się, że psychicznie nie podołam, że nie będę miała czasu na moje pasje. Że nie zrealizuję swoich celów. Zaufanie Bogu, zostawienie mu niektórych spraw, a nawet całego swojego losu daje mi siłę do działania i wewnętrzny spokój

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także byłam w takim miejscu. Kiedyś nie musiałam pracować, miałam czas na pasje i hobby, a jest tego dużo. Teraz wziąwszy się wreszcie za robotę ;) przeszłam okres wielkiej frustracji, bo nie miałam czasu na nawet jedną z tych rzeczy, które tak kocham robić. A kiedy ten czas przychodził, okazywało się, że nie mam siły, muszę po prostu odpocząć. Zdarzało się, że na przekór temu uparcie zarywałam sen.
      I zrozumiałam, że nie przeskoczę samej siebie, oraz że Bóg nie rozszerzy doby specjalnie dla mnie. Ale może mnie nauczyć przekuwania frustracji w coś pożytecznego, operować czasem, ustawiać ścieżkę czynności na dany dzień począwszy od priorytetów (On lepiej wie, jaka dla mnie kolejność jest najlepsza), ale najpierw trzeba to wszystko... puścić i pozwolić Mu działać.

      Usuń